Wywiad z dr. Tomaszem Okraską
Tuż po 1945 roku na świecie liczyły się tylko dwa mocarstwa – Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. To pierwsze nadal pozostaje gospodarczym hegemonem, ale depcze mu po piętach Chińska Republika Ludowa. Przewodniczący ChRL jest dziś drugą najważniejszą osobą na świecie. Rosja, choć wciąż stanowi państwo, z którym trzeba się liczyć i nadal wpływa na gospodarkę światową, coraz bardziej uzależnia się jednak od chińskiego wsparcia. O tym, czy obecnie trwająca wojna w Ukrainie może jeszcze bardziej umocnić pozycję Państwa Środka na świecie oraz czego możemy się po nim spodziewać w kontekście europejskiej gospodarki i polityki, opowiada dr Tomasz Okraska z Wydziału Nauk Społecznych UŚ.
Weronika Cygan: Krótko po agresji Rosji na Ukrainę Stany Zjednoczone i państwa Unii Europejskiej zaczęły wywierać presję na Chiny, by jednoznacznie potępiły rosyjskie działania. Czy możemy spodziewać się takiej reakcji po kraju, w którym od lat łamane są prawa człowieka, m.in. w Xinjiangu czy Hongkongu?
Dr Tomasz Okraska: Zachód nie miał prawa liczyć na to, że Chiny potępią Rosję. Chodziło raczej o przekonanie ChRL, by nie wspierała jej zbyt mocno, niwecząc efekt sankcji. Dylemat dotyczy zatem nie istoty, ale skali wsparcia. Mówi się, że Rosja jest pod chińską kroplówką, i to już tak naprawdę od roku 2014, kiedy dotknęły jej pierwsze sankcje po zajęciu Krymu i wznieceniu wojny hybrydowej w Donbasie. Bez różnych form współpracy z ChRL gospodarcza kondycja Federacji Rosyjskiej byłaby bezwzględnie słabsza. Zachodnią presję wywieraną na Chiny należy też postrzegać w kontekście narracji politycznej, by Państwo Środka postawić w niekorzystnej sytuacji, zwłaszcza gdy rosyjska agresja spotkała się z potępieniem większości krajów świata.
Minister spraw zagranicznych ChRL, Wang Yi, powiedział pod koniec marca, że stanowisko Pekinu wobec konfliktu jest niezmienne. I istotnie tak jest, ale chodzi o niezmienną nieklarowność i dwuznaczność. Wsparcie Rosji, ale w taki sposób, by Zachód nie mógł mieć (większych) pretensji. Mamy zatem swoiste chińskie: „Dla każdego coś miłego”. Możemy podejrzewać, że gdy Władimir Putin był w Pekinie podczas tegorocznych zimowych igrzysk olimpijskich, uprzedził Xi Jinpinga, że istnieje możliwość podjęcia pewnych działań w Ukrainie. Prawdopodobnie Xi zaakceptował to, czego potwierdzeniem wydają się chińskie reakcje w pierwszych 48 godzinach od rozpoczęcia agresji rosyjskiej, kiedy według planu wszystko miało być już załatwione. Chińczycy zaufali Putinowi i spotkało ich rozczarowanie, przez co rosyjski prezydent stracił dla nich twarz – przestał być solidnym partnerem, za jakiego był uważany przez poprzednie dwie dekady.
Weronika Cygan: Chiny słyną z tego, że narracja przeznaczona na użytek wewnętrzny różni się często od tego, co dociera do zagranicznych mediów lub dyplomatów. Co się w tej chwili mówi o wojnie w Ukrainie w chińskich mediach?
Dr Tomasz Okraska: Media chińskie odzwierciedlają stanowisko rządu. Na początku powielały niemal bez wyjątku rosyjską propagandę. Gdy jednak Chińczycy dostrzegli, że Rosjanom wcale nie idzie tak gładko, retoryka się zmieniła. Zaczęli niuansować przekaz, choć wciąż bardziej sprzyjał on Moskwie. Nawet niektóre z chińskich banków przyłączyły się do sankcji nałożonych na Rosję, nie chcąc generować strat oraz dawać pretekstu Zachodowi do gospodarczego uderzenia w ChRL. Retoryczna krytyka chińskich działań przez Zachód jest wprawdzie irytująca, ale Pekin zdążył się do niej w ostatnich latach przyzwyczaić w innych kontekstach. Gdy w grę wchodzą szkody ekonomiczne, Państwo Środka staje się znacznie bardziej ostrożne. Stanowisko chińskie ewoluowało zatem w stronę oficjalnej neutralności, jakkolwiek życzliwej dla Rosji. Pekin stara się zająć taką pozycję, by niezależnie od wyniku konfliktu móc ogłosić, że przecież wspierał zwycięzcę.
Warto pamiętać, że chiński przekaz często w mniejszym stopniu kierowany jest do Zachodu, a w większym na użytek wewnętrzny. Społeczeństwo chińskie jest nieustannie karmione nacjonalistyczną, antyamerykańską propagandą i trzeba do niego kierować przekaz bardziej prorosyjski. Tym bardziej, że w Rosji rządzi pokrewny Chinom reżim autokratyczny, a Xi Jinping wypracował z Putinem silną relację personalną. Utrata twarzy przez rosyjskiego prezydenta stanowi pewien problem dla Xi, który, zgodnie z chińską kulturą polityczną, nie jest w ChRL krytykowany bezpośrednio, ale można w ten sposób odbierać wypowiedzi uderzające w Putina: „Zobaczcie, jak się kończy koncentrowanie zbyt wielkiej władzy w jednych rękach”.
Z biegiem czasu w narracji chińskiej pojawia się coraz więcej ubolewania nad wojną, winą jednak obarczane są przede wszystkim Stany Zjednoczone. Znamienna jest tu karykatura opublikowana przez partyjną gazetę „Global Times”, w której do negocjujących Ukraińców i Rosjan zza ściany wychyla się Amerykanin i mówi: „Pokój? Po moim trupie!”.
Weronika Cygan: Jak silne są fundamenty porozumienia chińsko-rosyjskiego? Historycznie nie zawsze stosunki układały im się najlepiej. Choć oba państwa były komunistyczne, to w okresie zimnej wojny przez wiele lat ich relacje przechodziły kryzys. Ten mariaż wydaje się bardziej z przymusu niż z miłości.
Dr Tomasz Okraska: W polityce panuje żelazna zasada: nie ma przyjaciół, są tylko interesy. Dopóki nieformalny sojusz z Rosją będzie się Chinom opłacać, to będą się go trzymać. Od co najmniej kilkunastu lat strategicznym priorytetem ChRL jest rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi. W niej zaś wartościowym partnerem jest putinowska Rosja, która zabezpiecza Państwu Środka północną granicę, dostarcza surowce, broń i inne towary oraz ma podobne nastawienie do USA. W aspekcie dyplomatycznym dzięki Moskwie Chiny nie pozostają osamotnione choćby w głosowaniach w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a często mogą skrywać własne posunięcia w cieniu głośnych ryków rosyjskiego niedźwiedzia. Nie jest przypadkiem, że USA od czasów Baracka Obamy wracały do pomysłu tzw. resetu z Rosją, czyli ustępowania jej w pewnych kwestiach, by ocieplić relacje i odwrócić Moskwę od Chin. To się jednak nie udało.
Dla Chin wojna w Ukrainie wiąże się zarówno z szansami, jak i zagrożeniami. Paradoksalnie, szybkie zwycięstwo Rosji, które by ją wzmocniło, byłoby dla Pekinu mniej korzystne niż sytuacja przeciągającego się konfliktu, w którym Moskwa poniosła duże straty na wielu polach. To ostatnie sprawia bowiem, że w relacjach z Pekinem znajduje się na jeszcze gorszej niż wcześniej pozycji. A tę słabość Chiny potrafią bezwzględnie wykorzystywać, tak jak robią to od 2014 roku, czyli od nałożenia na Rosję pierwszych zachodnich sankcji. Wówczas, wiedząc, że Putin nie ma wyboru, Chińczycy wymusili na nim obniżenie cen gazu, który płynie rurociągiem Siła Syberii. Pekin najchętniej kontynuowałby zacieśnianie relacji i uzależnianie od siebie Rosji, przy jednoczesnym oddawaniu jej hołdów, poszanowaniu interesów Federacji w obszarach, które Chińczyków nie interesują, oraz określaniu jej mianem wielkiego mocarstwa, w czym Rosjanie się pławią. Zagrożeniem z kolei jest perspektywa wystąpienia w Rosji kryzysu, który doprowadzi do wymiany Putina na polityka zorientowanego na zniesienie zachodnich sankcji, a zatem potencjalnie mniej prochińskiego. Pekin został też zaskoczony jednością Zachodu wobec wojny i obawia się, że wspólny front amerykańsko- europejski może wystąpić również przeciw ich interesom.
Weronika Cygan: Jak wojna w Ukrainie wpłynie na chiński projekt Pasa i Szlaku? W końcu Europa, w tym Ukraina, miały w nim do odegrania sporą rolę w kontekście licznych inwestycji i interesów gospodarczych.
Dr Tomasz Okraska: To kolejny powód chińskiego niepokoju. Państwo Środka, mimo kładzionego obecnie nacisku na konsumpcję wewnętrzną, potrzebuje rozszerzać na świat swoje wpływy gospodarcze, a Pas i Szlak jest dla realizacji tego celu bardzo istotny. Przyświeca mu idea, by przenieść większy wolumen chińskiego handlu na drogę lądową z morskiej. Ta ostatnia jest dłuższa, droższa, a dodatkowo narażona na ewentualne wrogie działania sił amerykańskich czy indyjskich wobec chińskich statków w razie ewentualnego konfliktu. Chinom zasadniczo zależy na międzynarodowym pokoju i stabilności w takim zakresie, by różne konflikty nie utrudniały im prowadzenia interesów. Tymczasem w tym kontekście, abstrahując już od relacji z Rosją, narażone zostały chińskie wpływy w Ukrainie, wśród nich zaś koncepcja traktowania jej jako państwa tranzytowego dla transportu Państwa Środka, choćby dalej na Węgry z wykorzystaniem terminala w Fényeslitke. Rosjanie zaoferowali Pekinowi, żeby Ukrainę w ogóle zignorować i większość połączeń poprowadzić przez teren Federacji, nie spotkało się to jednak z entuzjazmem w ChRL, gdzie zaczęto mocniej przemyśliwać wyznaczenie tras raczej południowym szlakiem, z pominięciem obu krajów. Pas i Szlak ma przede wszystkim ułatwić handel z Europą, która z perspektywy chińskiej wprawdzie traci na znaczeniu, ale to nie znaczy, że nie należy jej wykorzystać gospodarczo. Państwa Starego Kontynentu z jednej strony są kuszone korzyściami płynącymi z ChRL, z drugiej jednak w coraz większym stopniu uświadamiają sobie istotę chińskiej strategii, w której win-win nie oznacza równych korzyści dla partnerów. Chiny grają na podział Europy i porozumiewanie się z konkretnymi państwami, gdzie łatwiej mogą wykorzystać swoją przewagę. Warto też zwrócić uwagę na podjęte przez Pekin gwałtowne działania przeciw Litwie, gdy ta podniosła rangę stosunków z Tajwanem, uznawanym przez ChRL za zbuntowaną prowincję.
Weronika Cygan: Xi Jinping tworzy wokół swojej osoby kult jednostki, a także odchodzi od systemu ustalonego przez Deng Xiaopinga zakładającego m.in dwukadencyjność rządów i zdecydowanie nie zamierza schodzić ze sceny politycznej. Czy można upatrywać w jego działaniach powrotu do praktyk Mao Zedonga?
Dr Tomasz Okraska: Mówi się, że spośród przywódców chińskich rządzących po Mao to Xi Jinping zbliżył się do niego najbardziej, jeżeli chodzi o zakres władzy, którą w tej chwili dysponuje. Jesienią prawdopodobnie zostanie potwierdzone zniesienie dla niego zasady, zgodnie z którą jedna osoba może rządzić tylko dwie pięcioletnie kadencje. W gruncie rzeczy w ChRL nie ma dziś oczywistego kandydata na następcę, a pretendenci wolą się nie wychylać albo zrobili to i siedzą w więzieniach, zwłaszcza w konsekwencji wielkiej kampanii antykorupcyjnej, którą Xi z impetem rozpoczął po objęciu władzy. Przewodniczący zapowiedział łapanie „much i tygrysów” – tymi ostatnimi były nietykalne dotąd osoby ze świata polityki, biznesu czy z wojska. Choć korupcja w Chinach faktycznie jest problemem, to dzięki tej kampanii Xi, podobnie jak kiedyś Mao, przy okazji wydatnie wzmocnił swoją pozycję polityczną. Towarzyszy temu budowa kultu jednostki, niespotykana w przypadku poprzednich przywódców. Myśl Xi już weszła do kanonu ideologii państwowej.
Przeciętnych Chińczyków roszady na szczytach władzy i dylematy ideologicznie nieszczególnie jednak przejmują. Można powiedzieć, że we współczesnych Chinach nie ma maoizmu, tylko mamonizm i przekonanie, że jeśli jest się lojalnym wobec partii, to ona pomoże się bogacić. Nie ziściły się nadzieje Zachodu, że powstała wielosetmilionowa klasa średnia stanie się naturalnym nośnikiem dążeń wolnościowych. Wrodzona chęć do pomnażania dobytku w połączeniu z dumą z chińskich osiągnięć i ograniczaniem sfery wolności przez Komunistyczną Partię Chin sprawiają choćby, że nie ma istotnych protestów przeciw wprowadzeniu w Chinach orwellowskiego Systemu Zaufania Społecznego. Na dziś trudno sobie wyobrazić znaczące przemiany społeczne w ChRL, co jest uwarunkowane również kulturowym podłożem całej chińskiej cywilizacji, którą cechuje lojalność wobec władzy i raczej dostosowywanie się niż walka z nią. Zachód lubi się odwoływać do protestów na placu Tian’anmen z 1989 roku. Zauważmy jednak, że od momentu ich brutalnego stłumienia nigdy więcej protestów o choćby zbliżonej skali w Chinach nie było. „Mandatowi Niebios” partii mógłby zagrozić poważny kryzys gospodarczy, ale to scenariusz wieszczony już od parudziesięciu lat, a Chiny, jak na złość, ciągle nie chcą upaść, mimo że mierzą się oczywiście z ogromem problemów ekonomicznych, demograficznych i innych. Przy nacjonalistycznej orientacji społeczeństwa winą za problemy gospodarcze można zaś obarczyć Stany Zjednoczone, Japonię bądź kogokolwiek, kto w danej sytuacji odpowiada rządzącym.
Weronika Cygan: Czy byłoby nadużyciem stwierdzenie, że w tej chwili na świecie liczą się tylko dwie potęgi gospodarcze – USA i Chiny, z Rosją jako satelitą Chin?
Dr Tomasz Okraska: Myślę, że to nie jest nadużycie. Dlatego też, po nieudanych próbach resetu z Rosją i zarazem w momencie, gdy dokonała ona inwazji na Ukrainę, Stany Zjednoczone doszły do wniosku, że z Moskwą się w tym momencie dogadać nie da (przynajmniej z ekipą, która obecnie rządzi na Kremlu). Jeżeli zaś nie sposób Federacji odciągnąć od Chin, to trzeba ją wykrwawić na tyle, żeby albo doprowadzić do zmiany władzy, albo sprawić, by podawana Rosji chińska gospodarcza kroplówka stała się dla Pekinu realnym obciążeniem.
Weronika Cygan: Dziękuję za rozmowę.
Artykuł pt. „Rosja pod chińską kroplówką” został opublikowany w majowym numerze „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” nr 8 (298).